Wednesday, July 2, 2014

Swinger – mroczne wynaturzenie czy poszukiwanie szczęścia?

Nowość dyskretnie i konsekwentnie wślizgująca się do polskiego łoża. Jak każdy zakazany owoc wzbudza szczególne emocje. Jednych fascynuje, innych odraża.

Mowa o zachowaniu seksualnym, które przywędrowało do nas z Zachodu, polegającym na różnych formach kontaktów seksualnych, począwszy od wymiany partnerów, poprzez triolizm (znany wszystkim z potocznej nazwy „trójkąt"), a skończywszy na seksie grupowym i orgiach. Badania dowodzą, że największą popularnością zjawisko to cieszy się u przedstawicieli nowej, tworzącej się właśnie w naszym kraju klasy średniej, a więc ludzi dobrze wykształconych i sytuowanych, przedstawicieli wolnych zawodów oraz osób zajmujących elitarne stanowiska.

O tym co kiedyś
Jak utrzymywał rzymski historyk Titus Livius, starorzymskie obrzędy na cześć Bachusa zapoczątkowane w Wielkiej Grecji, dotarły do Rzymu, po to, by przerodzić się z czasem w rozpustne orgie. Tamtejszy senat co prawda w 186 p.n.e. wydał zakaz urządzania owych orgiastycznych imprez, ale powracały one przez kolejne wieki, z mniejszym lub większym natężeniem, kusząc Asyryjczyków, Egipcjan, Babilończyków, Greków, Rzymian, Skandynawów. Pokusie ulegały też dwory królewskie i książęce Europy, pałace maharadżów, domy cesarskie. Tak więc seks grupowy wpisał się już na stałe w elementarz życia erotycznego człowieka.

O tym co dziś
Swingowanie to efekt rewolucji seksualnej, która miała miejsce w Stanach Zjednoczonych pod koniec lat 60. Pierwsze rodzime kluby dla swingujących par zaczęły powstawać na początku lat 90. Sposobem na poszukiwanie podobnych sobie były wtedy głównie dyskretne ogłoszenia w prasie. Swinger, w obawie przed społeczną dezaprobatą działał i rozwijał się w podziemiu. Nie do końca zdefiniowany, ledwo znany i to w nielicznych kręgach społecznych ale był.
Dziś swingujący On, Ona lub Oni nie muszą zakreślać flamastrem prasowego ogłoszenia. Korzystają z dobrodziejstw internetu, który pomaga w kojarzeniu par, poznawaniu się, zrzeszaniu w kluby, czy też organizowaniu większych i mniejszych imprez. Ośmieleni wolnością słowa, poglądów i tolerancją seksualną, wychodzą powoli z podziemia. Ukazują swoje twarze na stronach internetowych, udzielają wywiadów, występują przed kamerami. Kolejne tabu zostało przełamane.

Dlaczego tak kusi?
Czy tego chcemy, czy nie, nasz popęd seksualny jest poligamiczny, ale ponieważ jesteśmy ludźmi i od zwierząt czymś chcemy się różnić, zapanowaliśmy nad instynktem i tak oto powstał model związku monogamicznego, który przyjął się w większości kultur. Czy jednak zawsze potrafimy przezwyciężyć mocno zakorzenione w nas instynkty?
Fantazja czasem płata dziwne figle, jej wytwory zaczynają uporczywie powracać w myślach, w snach. Jawią się jako coś, co urozmaici życie erotyczne, odmieni je na lepsze. Ta obsesyjna myśl w końcu popycha do działań.
Swingujące osoby decydują się na eksperymenty z innymi osobami z różnych powodów. Czasem z ciekawości, czasem ze znużenia, czasem z obawy przed zdradą partnera, a niekiedy ze zwykłego snobizmu.
Bez względu na faktyczne podłoże takiego wyboru, swingujące pary widzą w tym sporą szansę na odświeżenie związku, czy też zabicie wkradającej się weń nudy. Pikanteria i dreszczyk emocji mają być skutecznym orężem przeciwko rutynie.

Party nie dla każdego
Każdy, kto przeczytał powieść „Pachnidło" Patricka Suskinda, jakże dziś modną, choć wytrawnym czytelnikom znaną od dawna, pamięta doskonale scenę orgii. Fala pożądania i rozkoszy zalewająca pod wpływem impulsu wielotysięczny tłum. I równie silnie ogarniający wstyd i zażenowanie tychże ludzi, którzy przebudziwszy się o świcie zrozumieli jakiej pokusie ulegli.
Człowiek w swojej złożonej naturze nie zawsze potrafi uciec od obrazów, które czają się w najgłębszych pokładach jego świadomości. Zamknąwszy oczy czasem widzi wiele splątanych ze sobą ciał tętniących żądzą, rozkoszą i pasją. A wśród nich on. Zna te obrazy z filmów, książek, czasopism. Zazwyczaj wystarczają mu jedynie fantazje. Najczęściej wstydzi się ich, nawet przed samym sobą. Czasem jednak pragnie przełamać opory i zasmakować tej nieznanej mu dotąd rozkoszy realnie. I tutaj pole do popisu mają swinger kluby. Odnalezienie ich w internecie jest równie łatwe jak pstryknięcie palcami. Na swych stronach zapraszają głównie pary ale i pojedynczy wielbiciele seksu grupowego są też w drodze wyjątku przyjmowani. Kluby zachęcają wizją spędzenia czasu w kulturalnym towarzystwie przyjaciół, ceniących sobie seks grupowy jako przyjemne uzupełnienie życia erotycznego i emocjonalnego.
Orgia. Tajemnicze, magiczne, uruchamiające wyobraźnię słowo. Niegdyś wiązane z mrocznymi rytuałami i obrzędami, często o podłożu religijnym. Dziś mają charakter zamkniętych spotkań towarzyskich. Jednak nie każdy może uczestniczyć w seksparty szanującego się klubu dla swingujących. Są to zazwyczaj imprezy dla członków i sympatyków danego klubu. Zaproszenie otrzymują osoby po wcześniejszej, pozytywnej weryfikacji. Seksparty organizowane są zazwyczaj w ekskluzywnych hotelach, pensjonatach lub przystosowanych do takich imprez klubach erotycznych. Organizatorzy zapewniają pełną dyskrecję i wysoki poziom zabawy. Ceny takich imprez są różne, w zależności od klubu, rodzaju imprezy, czy też jej standardu.
Jedne mają sztywną cenę, inne zróżnicowaną, w wypadku gdy pary posiadają różny status, np. pary kandydackie i niezrzeszone, pary klubowe czy też klubowe ze złotą kartą, którym przysługują specjalne zniżki. Drzwi, niczym wrota do krainy rozpusty, otwierają się dla osób (pełnoletnich) w różnym wieku i o różnym doświadczeniu w tej materii. Potem zamykane są wraz z tajemnicą, która dla większości ludzi pozostaje nieodgadnioną i jedynie można snuć z rumieńcem na twarzy domysły, co za tymi drzwiami może się dziać.

Opcja „ty i ja" wykluczona
Miła, atrakcyjna, dobrze sytuowana para (27/29 l) szuka pani lub pary w celu wspólnych erotycznych doznań. Szukamy osób w podobnym wieku, zadbanych, kulturalnych i dyskretnych. Poznamy się, a potem zdecydujemy.
Światowe badania wykazują, że wśród swingujących par najczęściej można spotkać te żyjące w małżeństwach i prowadzące konwencjonalny tryb życia. Charakterystycznym dla takich par jest niebywała lojalność i nierozerwalność. Osobom próbującym rozbić swingujące pary, nie udaje się namówić na romans jedynie partnera lub partnerkę. Para stawia twardy warunek: albo my razem albo wcale. Można zadać sobie pytanie, jak to jest możliwe, że para żyjąca w związku, jest w stanie zaakceptować jawną zdradę. I tu pojawia się kolejne pytanie, czy to jest zdrada?

Zazdrość
Niekiedy motywacją do postawienia pierwszych kroków w swingującym świecie jest obawa przed potajemnym poszukiwaniem przez partnera doznań erotycznych poza związkiem. Na taki kompromis częściej zgadzają się kobiety. Nie mogąc znieść myśli, że ich partner może w tajemnicy przed nimi, spędzać rozkoszne chwile w ramionach innej kobiety, same proponują rozwiązanie, które mężczyzn często satysfakcjonuje, bądź też przystają na taką propozycję ze strony partnera. Kobiety takie, mimo braku skłonności biseksualnych, akceptują więc obecność drugiej partnerki w swojej sypialni. Z dwojga złego wybiera „trójkąt", robiąc dobrą minę do złej gry.
Gdy akceptacja takiego związku przez partnerów nie do końca jest przemyślana lub szczera, pojawiają się negatywne emocje. Partnerzy nie potrafiący dzielić się swoim szczęściem z osobami trzecimi zaczynają odczuwać zagrożenie własnej wartości. Pojawia się zazdrość, która w dużej dawce może okazać się dla związku destyrukcyjnym efektem ubocznym swingowania.
Zaangażowanie uczuciowe nie wchodzi w grę... ale czy na pewno?
Swingujące pary często podkreślają, że w układach z innymi parami nie ma mowy o głębszych uczuciach i zaangażowaniu emocjonalnym. Z założenia ma się to opierać na przebywaniu z zaprzyjaźnionymi, zaufanymi parami, z którymi spędza się miło czas, odkrywając to co nieznane, eksperymentując i rozkoszując się tym, co do tej pory robiło się we dwoje. Pary takie zapewniają o stałości swoich uczuć, a spotkania z innymi to dla nich jedynie zabawa. Jednak czasem zabawa przeobraża się w coś znacznie poważniejszego. Bo oto nieoczekiwanie zdarza się, że osoby z różnych par zakochują się w sobie. Wbrew założeniu aranżują tajemne spotkania we dwoje, pomijając swoich dotychczasowych partnerów. Rodzi się romans, który nie był wkalkulowany w swingujące igraszki.

Nie zawsze jest różowo
Przestrogą niech będzie fakt, że seksuolodzy kliniczni coraz liczniej spotykają się z ofiarami swingowania. Czasem, mimo spodziewanej satysfakcji, omawiane eksperymenty powodują różnego rodzaju zaburzenia, takie jak lęk mężczyzny przed impotencją, olbrzymi stres spowodowany koniecznością dorównania konkurentowi lub sprostowania często bardzo wysokim potrzebom nowej partnerki. Dla kobiety z kolei barierą nie do przejścia może okazać się atrakcyjność nowej partnerki, która oferując partnerowi nowe doznania estetyczne i seksualne, staje się groźną rywalką.
Swingowanie może okazać się pułapką wciągającą na coraz mroczniejsze poziomy tej zdradliwej gry. Przestają satysfakcjonować niewinne „trójkąciki", po czasie nużą spotkanie z drugą parą, imprezy klubowe dla swingujących ekscytują tylko na początku, każdy następny etap przestaje po czasie smakować, szuka się kolejnych, coraz mocniejszych doznań, a to wszystko nosi ewidentnie znamiona uzależnienia.
Specjaliści nie wróżą również niczego dobrego parom, które swingowanie traktują jako lęk na ich zamierające życie erotyczne. Lęk po czasie okazuje się trucizną, doprowadzającą do kryzysu w związku, który bywa tak dalece skomplikowany, że kończy się dramatycznym rozstaniem partnerów. Mimo wszelkich zagrożeń, z których swingujące osoby w mniejszym lub większym stopniu zdają sobie sprawę, takie eksperymentowanie wydaje się być na tyle pociągające, potem wciągające, a na koniec uzależniające, że na nic wołanie zdrowego rozsądku o powrót do tradycyjnego modelu partnerskiego. Na nic również ostrzeżenia specjalistów, które dla części swingujących wydają się być niczym nieuzasadnionym bełkotem.

Puentą tych rozważań niech będzie wypowiedź swingującego od trzech lat mężczyzny:
- Z seksem w większym gronie jest jak z szybką jazdą samochodem - wiesz, że jest to niebezpieczne, ale to robisz, bo widzisz w tym coś fascynującego. Czy jest się czym martwić?
Przeciętny Kowalski jest monogamistą lub, jak mawiają socjolodzy, monogamistą ze skłonnościami do zdrady. Przeciętny Kowalski kręci więc głową z niedowierzaniem, puka się w czoło wymownie, tudzież krzyczy O zgrozo, gdy dociera do niego, że istnieją ludzie, którzy lubią baraszkować w większej grupie. 2+1, 2+2, 2+x... czy to się leczy? Czy to jest zaraźliwe? Kiedy wybuchnie epidemia? Może sąsiad Kowalskiego też już jest zarażony? Może koleżanka z pracy? Seksuolodzy czuwają. Ich obserwacje pomagają w ustaleniu szacunkowej liczby par swingujących. 1 - 4% Polaków - to wynik uspakajający czy przeciwnie? Oczywiście statystyce nigdy nie należy wierzyć. W tym wypadku można przypuszczać, że wskazane procenty są zaniżone, ponieważ większa część swingująch robi to wielce dyskretnie, a do drzwi seksuologa pukają dopiero ci, u których zaczynają pojawiać się problemy wymagające pomocy specjalisty. Nie wiadomo jak potoczą się losy tego zjawiska. Może nasili się, a może przeminie, niczym moda na czerwone buty. A może zawsze będzie oscylować w podanym przedziale procentowym, bo tyleż samo będzie nowych amatorów tych zabaw co weteranów, którzy zmęczywszy się eksperymentowaniem, po burzliwych przeżyciach „na granicy". Zatęsknią za spokojnym „sam na sam" ze swoim partnerem lub wybiorą samotność.
Zaniepokojonemu Kowalskiemu na pocieszenie można przypomnieć, że swingowanie, choć nie pod taką nazwą, istniało od zawsze i mimo, iż towarzyszyło przez wieki człowiekowi, to najczęściej było jednak zjawiskiem marginalnym. Jednak przeciętnemu Kowalskiemu należy uzmysłowić również, że Polska jest krajem otwartym obyczajowo (niektórzy stwierdzą, że rozwiązłym) jak nigdy dotąd. Jeszcze kilka lat temu takie zachowania dla jednych mieściły się zaledwie w sferze głęboko skrywanych marzeń, dla innych były wynaturzeniem nie mieszczącym się w społecznych normach. Dziś przez coraz większą część społeczeństwa są one akceptowane i można zastanawiać się, czy nie stoją w kolejce do zjawisk społecznie usankcjonowanych.

Czy warto spróbować? Niech każdy odpowie sobie sam na to pytanie. Jeśli odpowiedź jest twierdząca, wystarczy kliknąć tutaj.

Żródło: interia360.pl



No comments:

Post a Comment